Starzy ludzie w autobusie
| My starzy ludzie w autobusie |
| Nie powinniśmy jeździć nim |
| Lecz nie wybiera ten kto musi |
| Kto wybrać nie ma w czym |
| Miejsca już dawno są zajęte |
| Zostało tyle żeby stać |
| I czekać aż w uliczki kręte |
| Autobus zacznie gnać |
| Dokoła obce plecy tkwią |
| I wszyscy patrzą gdzieś nad nami |
| Podczas gdy nasze ręce drżą |
| Wciąż się mijając z uchwytami! |
| Szarpnął! Tracimy równowagę |
| Wspieramy się na byle kim |
| Kto cofa się jak przed zniewagą |
| I patrzy wzrokiem złym |
| A my przeprosić przybrać pozy |
| Już nie jesteśmy w stanie bo |
| Źrenice nasze pełne grozy |
| W kierowcę wbite są |
| Kierowca o nas ani dba |
| Wpatrzony w drogi swojej znaki |
| To przyhamuje to znów gna |
| Na swym fotelu tkwiąc okrakiem |
| A nam dostępu brak do okien |
| A nam dostępu brak do drzwi |
| A każdy staje do nas bokiem |
| I w duchu z niedołęstwa drwi |
| I na właściwym wyjść przystanku |
| Nigdy nie było dane nam |
| W panice lgnąc do drzwi bez klamki |
| Patrzymy - to nie tam! |
| Ze skargą do kierowcy znów |
| Aż ktoś nie przerwie narzekania |
| Napis wskazując nam bez słów |
| Że z Nim rozmawiać się zabrania! |
| Lub pasażerów chór nas zdławi |
| I dobrotliwie skarci nas |
| Dwie możliwość nam zostawi: |
| Pętlę - lub do zajezdni zjazd! |