Romantyczność (do sztambucha)
| Wspomnij, Alusiu, jakeśmy byli |
| Na wzgórzu ponad jeziorem |
| Pewni wieczności, niepewni chwili |
| Piątego lipca, wieczorem. |
| Na drugim brzegu wędkarz jak ważka |
| Rozsyłał kręgi po wodzie |
| Nad którą słońca miedziana blaszka |
| W las się toczyła jak co dzień. |
| Nagle, na pustym już nieboskłonie |
| Rosną bezkresne witraże, |
| Jezioro płonie i niebo płonie |
| I w jednym stoją pożarze. |
| Tkwimy pośrodku ognistej tęczy |
| Jak rozżarzone polana... |
| Ciebie coś dręczy i mnie coś dręczy - |
| Udręka to niezrównana. |
| Potem w półmroku zległa dolina |
| W oczekiwaniu księżyca. |
| I resztki światła ze szklanic wina |
| Błyskały w naszych źrenicach. |
| Jam ci powoli wsuwał w usteczka |
| Homara grzbiet - samo zdrowie, |
| I potoczyła się kropeleczka, |
| Ale którędy - nie powiem. |
| Tyś mi ostrygę dała świeżutką |
| Jam w pasji morskość jej wsysał. |
| Ale doznanie trwało zbyt krótko |
| Żebym je zdołał opisać. |
| Co było potem? Oboje młodzi |
| A noc lipcowa gorąca... |
| Nieśmiało nasze zapały chłodził |
| Liliowy podmuch miesiąca. |
| Pozostał po nas pancerz homara, |
| Ostryg puzderka otwarte... |
| Co w nas zostało? Powiem ci zaraz |
| I nie zasłonię się żartem. |
| Bo po tym, cośmy wtedy przeżyli |
| Może jesteśmy mniej rzewni, |
| Już pewni siebie i pewni chwili... |
| Za to wieczności niepewni. |