Polityczne epitafium dla kandydata
| Nie chcą kibica bracia Polacy |
| Przegrał wybory we własnym mieście, |
| Choć ogłoszenia dawał do prasy, |
| Że emerytom zapewni szczęście. |
| Choć telewizją i radiem władał |
| I każde dziecko z nazwiska zna go, |
| Niewdzięczny elekt już o to zadbał |
| Żeby go skreślić z całą powagą. |
| Nie chciał go Kijów, nie chciała Moskwa, |
| Londyn i Pekin pychę pokruszył, |
| Nawet w Chicago Polonus powstał |
| Dowieść, że naga prawda - ma uszy. |
| Ale nie wszędzie przegrał z kretesem; |
| Są miejsca, gdzie się na czoło wybił. |
| Wielką zapewne ma w tym pociechę: |
| Wygrał w Mongolii i wygrał w Libii. |
| Cóż, że Polaków bezmyślne tłumy |
| Unicestwiły go w metropolii? |
| On ma powody do słusznej dumy: |
| Bo wygrał w Libii, wygrał w Mongolii. |
| Ważne zwycięstwo, jak mi się zdaje, |
| Które refleksję dość prostą budzi, |
| Że trzeba rządzić mu takim krajem |
| Gdzie jest pustynia i mało ludzi. |
| Przyjdzie czas jeszcze, kiedy pomału |
| Zechce pokazać nam co potrafi - |
| Gdy wejdzie w skład Wielkiego Churału, |
| Gdy na rzecznika go weźmie Kadafi. |
| I sącząc kumys w rządowej jurcie, |
| Lub terrorystów szkoląc w Tripoli |
| Znów będzie w głównych wydarzeń nurcie |
| I śmieszyć będzie go - |
| Co dziś boli. |