Pięć sonetów o umieraniu komunizmu
| A kiedy będzie komunizm umierał, |
| (W końcu okrutny garbus z urodzenia) |
| Czy zstąpi Człowiek pełen przebaczenia, |
| By pot mu z czoła śmiertelny ocierał? |
| Może przedwcześnie mówić o tym teraz, |
| Skoro wciąż żyje w spoconych wspomnieniach |
| Czasów, gdy odniósł zwycięstwa garbate |
| Nad ludźmi - wierząc szczerze, że nad światem; |
| Świat pragnął kary, szukał rozgrzeszenia |
| I grzebał szczodrą łapką po kieszeniach, |
| Bo wszystkie grzechy mają swą opłatę... |
| Opłatą miał mu być pokuty kierat. |
| Więc, kiedy będzie komunizm umierał - |
| Zali opłata starczy na opłatek? |
| II |
| Czy - kiedy umrze - będą płakać po nim |
| Ci tylko, którzy zań za życia zmarli? |
| Czy w tych, co z objęć jego się wydarli |
| Karłem się jakiś odrodzi po zgonie? |
| Nawet jeżeli ten płód się poroni - |
| Mogą zachować go ludzie "normalni" |
| I przetrwa w słoju, jak człowiecze strzępy, |
| Którymi karmił swe eksperymenty |
| W laboratoriach łagrów i sypialni. |
| Więc - kiedy umrze - wskrzeszą go bezkarni, |
| Bezmyślni - myśląc, że jest niepojęty |
| I wychuchają czule w końcach dłoni |
| Wierząc, że dla nich wraca, a nie - po nich |
| I może znowu go ogłoszą świętym! |
| III |
| Chyba że umrze, jak umiera krater, |
| Który nie cierpi w śmierci samotności; |
| Na stosie idei - płoną ludzie prości, |
| Jak dowiódł faszyzm, który był mu bratem. |
| Czy więc zamykać mu powieki zatem, |
| Gdy rozpalone oczy do białości? |
| Chce kartezjańska Europa wierzyć, |
| Że jest skazańca wolą - żyć, lub nie żyć, |
| A ziemię wszędzie użyźniają kości |
| Tych, co nie mieli woli możliwości. |
| Więc, jeśli śmierć ta ma się tak rozszerzyć, |
| Że będzie ślepym, oszalałym katem |
| Co szczodrą rzezią żegna się ze światem - |
| Kto ma powitać ją i przy tym - przeżyć? |
| IV |
| A może będzie tak, jak pisał Miłosz |
| O końcu świata - (A to śmierć potwora): |
| Staruszek grzebie w młodych pomidorach, |
| A nam się żyje tak, jak nam się żyło. |
| Na takiej stypie nieźle by się piło, |
| Gdyby nie pogrom, co zaledwie wczoraj |
| I pod nogami grunt jak ciało miękki: |
| Trawy dotykasz, jakbyś dotknął ręki, |
| Co, chociaż martwa - wciąż do pieszczot skora. |
| Jest w tym dotyku nieprzyjemny morał |
| Apolityczne wzbudzający lęki. |
| Umarł - pomyślisz - i co się zmieniło? |
| - A gdzie jest Wiara, Nadzieja i Miłość? - |
| Nowonazwane stare drwią udręki. |
| V |
| A gdy komunizm w śmierci się nie zmieści |
| Gryząc nas w oczy jak brudne pazury - |
| Z tych, co się skarżą, czy znajdzie się który, |
| Co go dobije na łożu boleści? |
| Wiem, że myśl o tym z czułością się pieści, |
| Lecz gdy realne kroją się kontury, |
| Gdy stal się staje sekatorem skóry - |
| Zabić - i przy tym siebie nie zbezcześcić - |
| To niemożliwość. Kwadratura koła. |
| Bezbronność zasad i zaśpiew Chochoła |
| (Chyba że tylko jako temat pieśni...) |
| Szkoda nas wszystkich do tej walki zgoła. |
| Tam gdzie jest człowiek zawsze będą szczury |
| I krew, co wieczne spryskuje marmury. |
| Nam tylko stawić lub pochylić czoła... |