Pejzaże Harasymowiczowskie
| Kiedy stałem w przedświcie a Synaj |
| Prawdę głosił przez trąby wiatru |
| Zasmreczyły się chmur igliwiem |
| Bure świerki o górach wsparte |
| I na niebie byłem ja jeden |
| Plotąc pieśni w warkocze bukowe |
| I schodziłem na ziemię za kwestą |
| Przez skrzydlącą się bramę Lackowej |
| I był Beskid, i były słowa |
| Zanurzone po pępki w cerkwi baniach |
| Rozłożyście złotych |
| Smagających się wiatrem do krwi |
| Moje myśli biegały końmi |
| Po niebieskich mokrych połoninach |
| I modliłem się złożywszy dłonie |
| Do gór, do Madonny brunatnolicej |
| A gdy serce kroplami tęsknoty |
| Jęło spadać na góry sine |
| Czarodziejskim kwiatem paproci |
| Rozzłociła się bukowina |
| I był Beskid, i były słowa |
| Zanurzone po pępki w cerkwi baniach |
| Rozłożyście złotych |
| Smagających się wiatrem do krwi |