Krzyż i pies
W drzwiach klatki klucza zgrzyt, |
Dłoń pana spina smycz |
I rozkaz - wyrywa mnie z letargu. |
Silników ciężki chód, |
Chłód luf, znajomy but |
I słony smak akcji łechce gardło. |
Przy nodze noga, pies przy psie, |
I muskuł w muskuł wpręża się, |
Przewodnik dropsa z ust podaje, mówi - liż! |
Potem pisk opon, skok i pad! |
I w równym szyku z krzykiem - ślad! |
Ta sama ręka mi pod nos podsuwa krzyż! |
Wciągam drewnianą strachu woń, |
Tu krzyż, tam śpiew! Gdzieś szczęka broń! |
Wskazany cel - na pełnym jest widoku! |
Rzucam się w przód ze wszystkich sił... |
I jakby wtem ktoś z łap mnie zbił! |
I pyskiem w śnieg - zapadam się w pół skoku. |
Gdzie spojrzę - krzyże, krzyży las! |
A ponad każdym krzyżem - twarz. |
I strach nie z krzyży płynie, ani z twarzy! |
Płyną postacie obok mnie, |
A ja - zgłupiały waham się |
Czym aby dobrze zrozumiał dziś rozkazy. |
Za ten wahania błysk |
Dostałem pałką w pysk |
I wikt straciłem w psów na ludzi tłumie. |
I hycel ostrzy na mnie nóż |
I nic tu nie rozumiem już, |
A może właśnie - dopiero coś rozumiem! |