Ballada o windzie
Wbiegam do sieni, mijam ludzi | a E |
Drzwi windy otwierają się, | a d |
Wchodzę, zamykam, naciskam guzik | a d |
I razem z windą w górę mknę! | E a |
Twarz ma zadowoleniem lśni, | a E |
Swych dłoni zacieram aksamit... | a d a |
Wtem światło gaśnie! Gasną sny: | a d |
Stoję pomiędzy piętrami! | E a |
Otwieram więc wewnętrzne drzwi | F a |
Szukając jakichś dziur, | F E a |
Ale za drzwiami nie ma nic – | F a |
Szary kamienny mur! | E a |
W przestrzeni tkwię, bo muszę tkwić. | F a |
Dlaczego ja właśnie utkwiłem? | F E a |
Jeszcze nie tam gdzie chciałem być, | d a |
A już nie tam gdzie byłem... | F E a |
Coraz paniczniej rzucam się w windzie, | a E |
Od bicia w mur już serce rwie | a d |
I wciąż się łudzę że ktoś przyjdzie | a d |
I z klatki tej uwolni mnie. | E a |
Że ktoś mi najpierw serca doda | a E |
A potem swą pomocną dłoń | a d a |
Poprzez wykuty otwór poda | a d |
Abym się mógł przedostać doń. | E a |
Lecz nie usłyszy nikt już mnie | F a |
I nikt nie poda ręki mi, | F E a |
Bo każdy własną windą mknie | d a |
I między swymi piętrami tkwi. | F E a |